"Nie bądź głupia i przyłącz się do mnie.."
Nadszedł dzień wyjazdu. Ulrich z miną skazańca zapinał właśnie ostatnią walizkę i jako ostatnio wyszedł ze szkoły. Widział w oddali jak jego ukochana z radością pędzi do rodziców i brata, którzy właśnie po nią przyjechali. Uśmiechnął się. Cudownie było widzieć uroczy uśmiech na jej ślicznej twarzyczce. Dobrze, że chociaż ona będzie miała ciepłe, rodzinne święta. Co z tego, że on jak zwykle spędzi je beznadziejnie? Ważne, żeby ona była szczęśliwa.
Po chwili poczuł jak ktoś łapie go za rękę i ciągnie w stronę bardzo znajomego, bordowego auta. Tym kimś nie mógł być nikt inny jak Angela, która swoim optymizmem usilnie próbowała zarazić brata choć na chwilę. Niestety, pomimo usilnych starań nie mógł spełnić jej oczekiwań i kiedy spróbował się uśmiechnąć na widok rodziców wyszedł mu tylko krzywy grymas.
~(*)~
Punktualnie o 20:00 wieczorem William i Layla wreszcie dotarli do rodzinnego miasta dziewczyny. Z radością ciągnęła chłopaka za rękę nakręcona niczym mała dziewczynka, która po raz pierwszy poszła z rodzicami do ZOO, chcąc mu wszystko dokładnie pokazać. Chłopak był dosłownie zachwycony. Musiał przyznać, że Madryt to naprawdę piękne miasto, kto wie, może nawet ładniejsze niż jego rodzimy Londyn? Przemierzali rozmaite uliczki jedne drobne i skromne drugie zaś ogromne i bogate w zadziwiające i wzbudzające zachwyt elementy. Layla była naprawdę bardzo szczęśliwa móc choć na chwile powrócić do rodzinnej Hiszpanii a William widząc same pozytywne emocje wymalowane na jej delikatnej i niewinnej buzi sam zaraził się potworną radością i entuzjazmem jaki promieniał od niej tak wyraźnie jak wyraźne są fajerwerki na ciemnym niebie w sylwestrowa noc. Minuty mijały a dziewczyna ani na chwile nie przestawała opowiadać o swojej ojczyźnie a William skutecznie udawał, że jej słucha choć tak naprawdę myślał tylko o nieskazitelnej urodzie ukochanej cały czas mocno trzymając ją za rękę i bacznie się jej przyglądając. Chłodny wiatr rozwiał jej ciemne włosy zachęcając je jednocześnie do delikatnego tańca na świeżym powietrzu. To sprawiło, że Dunbar oczarowany tym widokiem odpłynął na chwile. Był bez wątpienia najszczęśliwszym facetem na świecie mając przy sobie tak uroczą, delikatną i niewinną osóbkę jak Layla. Dobrze może to brzmi tandetnie i drętwo ale William właśnie tak się czuł. A Yumi? To najwidoczniej było dłuższe młodzieńcze zauroczenie które w chwili obecnej nie miało prawa istnieć. Dlaczego? Odpowiedz jest banalnie prosta. I on i Japonka znaleźli swoja miłość. Czy cieszył się z tego? Tak zdecydowanie. Czy jest zazdrosny? Ależ skąd. Teraz nie ma o kogo skoro uświadomił sobie, że Yumi od zawsze była jest i będzie jedynie jego przyjaciółką, siostra kimś komu może zaufać z kim może porozmawiać, poradzić się i kogo ma obowiązek chronić i wspierać w każdej sytuacji. Nigdy niczego nie obiecywał Ishiyamie ale od kiedy ją poznał czuł wewnętrzny obowiązek opiekowania się nią. Zawsze uważał, że było to jakieś dziwne i nienaturalne, ale w efekcie nigdy nie zerwał danej sobie w duchu obietnicy. Nie mógł też zaprzeczyć, że ostatnio on i Yumi bardzo oddalili się od siebie, ciągle działy się nowsze, coraz to gorsze rzeczy i w ogóle nie mieli dla siebie czasu. Postanowił jednak, że po powrocie poświęci przyjaciółce więcej uwagi. Nie przypuszczał jednak, że to dopiero początek prawdziwych problemów.
~(*)~
Po kilku godzinnej, nieubłagalnie wlekącej się podróży rodzina Sternów dotarła w końcu do Berlina. Ulrich bez cienia entuzjazmu wyglądał przez szybę podziwiając miasto pokryte puchatą pierzyną śniegu. Ten piękny widok sprawił, że kąciki ust chłopaka na krótką chwilę powędrowały ku górze. Jednak niestety nie trwało do długo bo Ojciec zaraz ugasił malutki płomyczek entuzjazmu złośliwymi komentarzami. Poczuł się jednak lepiej, kiedy poczuł jak siostra siedząca obok przytula go z całej siły. To skarb mieć kogoś takiego jak ona, prawdziwy skarb.
~(*)~
Jeremy i Aelita właśnie zawitali do rodzinnego domu chłopaka. Już w progu przywitała ich radosna i niezwykle troskliwa kobieta o słonecznych lokach sięgających jej aż do pasa. Miała na sobie lekko pobrudzony fartuch, a z jej ślicznej buzi ani na chwilę nie schodził serdeczny uśmiech. Przywitała ich oboje mocnym uściskiem a następnie zaprowadziła ich do jadalni, która była niezwykle przytulna i ślicznie urządzona. Cytrynowe ściany, śnieżnobiałe zasłony, jasne panele na podłodze i na dodatek- kominek na którym stało dużo drobnych ozdóbek. Ten element Aelicie spodobał się chyba najbardziej. Uwielbiała takie rzeczy. Już czuła, że szybko zadomowi się w domu ukochanego.
~(*)~
Wpół do dziewiątej Layla zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Otworzyła jej średniego wzrostu kobieta z miedzianą burzą loków na głowie i kilkoma- być może uroczymi- piegami na twarzy. Miała na sobie brzoskwiniowy sweterek i szare dresy oraz urocze kapciuszki z króliczkami. A był to oczywiście nikt inny jak matka Layli i tym samym ciotka Sissi. Zaraz tuż obok niej stanął jej mąż- trochę przy kości, lecz niezwykle postawny mężczyzna z wyraźnymi rysami twarzy. Jego postura budziła respekt, jednak Layla wiedziała, że mężczyzna jest bardzo miły, uprzejmy i wyrozumiały, jednak w niektórych chwilach potrafi pokazać gniew i wymaganą dyscyplinę. William z początku nie wiedział co ma powiedzieć, co zrobić. Pierwszy raz w życiu był w tak niezręcznej sytuacji. Ale co się dziwić skoro pierwszy raz odwiedza rodziców swojej dziewczyny. A może wypadało coś kupić? Chociażby kwiaty dla pani Gonzalez? Ech, kretyn.- przebiegło mu szybko przez myśl. Nie zdążył jednak zrobić, ani pomyśleć nic więcej gdyż pan Gonzalez z radością uściskał go klepiąc po plecach. Od razu domyślił się kim jest nowy gość. Dunbar, z początku lekko zdumiony i osłupiały, jednak pozytywnie zaskoczony. Nie spodziewał się, że pójdzie tak łatwo. Ba, on stał tam jak ostatnia oferma, nic nie zrobił, nawet się nie odezwał, a wszystko samo się potoczyło, bez jego ingerencji. Kurcze, głupio wyszło....
Chociaż..może jednak nie tak głupio.
Chociaż..może jednak nie tak głupio.
~(*)~
Przepiękna, młoda i niezwykle wyrafinowana kobieta właśnie wstała, gdyż nieproszone promienie słoneczne wdarły się do jej komnaty padając na jej nieskazitelnie piękną twarz. Pomimo tego z uśmiechem na ustach wyjrzała na zewnątrz i uśmiechnęła się szeroko. Zapowiadał się wspaniały dzień. Oj mylisz się..-odezwał się natychmiast cichutki głosik w jej umyśle, potocznie zwanym sumieniem. Jednak dziewczyna ponownie to zignorowała, to samo powtarza się wciąż w kółko, więc czym się tu przejmować? Z uśmiechem na ustach tanecznym krokiem pognała do łazienki. Spojrzała w lustro ozdobione fioletowymi kryształami. Nagle zupełnie nie wiadomo dlaczego na dworze zrobiło się ciemno jak w najczarniejszą noc. Kryształy przy lustrze z delikatnej i przyjaznej barwy fioletu diametralnie zmieniły się w krwisto czerwone a skóra dziewczyny zszarzała, oczy ze słonecznej barwy zmieniły się w zamglone i tajemnicze a z ust dziewczyny wystawały ostre jak sztylety kły.
-Nie bądź głupia i przyłącz się do mnie.- usłyszała głos, którego nie da się pomylić z żadnym innym. Nie kontrolowała już swojego zachowania. Jej mózg po prostu wyparował w jednej chwili.
Z jej mrocznych ust wydobył się jedynie przerażający, rozrywający jej wnętrzności ryk pod którego wpływem drogocenne lustro rozsypało się w drobny mak, a postać niegdyś pięknej i roześmianej księżniczki wybuchła dosłownie tak jak rozgrzany wulkan okrywając świat przerażająco krwistą poświatą, a cały zamek jak i wszystko inne po prostu się zapadło. Totalna zagłada ogarnęła cały świat.
~(*)~
Layla obudziła się w środku nocy z krzykiem cała przerażona i zalana potem. Spojrzała w bok i dziękowała Bogu, że William nadal spał. Przetarła chusteczką mokre czoło i zwlekła się z łóżka i człapiąc powoli zeszła schodami na dół chcąc się czegoś napić i uspokoić nieco skołatane serce. Brrr..co za koszmar, jak dobrze, że to wytwór tylko jej bujnej wyobraźni. Dziewczyna zmierzała właśnie do kuchni, jednak coś przykuło jej uwagę. Zapalony kominek i ciche szepty dochodzące z salonu. Zmarszczyła brwi i stanęła za ścianą chcąc coś podsłuchać- No dobrze, zgoda, może to nie było na miejscu, no ale po prostu nie mogła się powstrzymać.
-Musimy w końcu powiedzieć jej prawdę.- powiedziała kobieta smutnym głosem zwracając się do męża.
-Jak ty to sobie wyobrażasz? Jak my mamy jej to powiedzieć? Ot tak, po prostu? Bez żadnego przygotowania?
-Ona powinna wiedzieć.-upierała się kobieta wstając z miejsca.
Layla stawała się coraz bardziej zdezorientowana i podejrzliwa. Co tak ważnego chcieli jej powiedzieć? Jednak to co usłyszała chwilę później sprawiło, że kolana się pod nią ugięły, a serce pękło na milion kawałeczków. Poczuła się upokorzona, oszukana, zdradzona przez własnych rodziców, ale czy to na pewno dobre określenie? Nie miała pojęcia co teraz czuje, co myśli, co ma teraz robić...pierwsze co zrobiła to po prostu rzuciła się ku drzwiom wyjściowym chcąc jak najszybciej uciec jak najdalej. Nie chciała zostać w tym domu ani chwili dłużej. Wybiegła na zewnątrz w samej piżamie z bosymi stopami, ale jakie to teraz miało znaczenie, kiedy cały jej idealnie ułożony świat wywrócił się do góry nogami?
-Nie bądź głupia i przyłącz się do mnie...-znowu usłyszała ten sam głos co w swoim śnie.
~(*)~
Oto mocno spóźniony 41 rozdział. Naprawdę bardzo przepraszam za opóźnienie, ale ten rozdział pisałam wyjątkowo długo (AŻ 2 tygodnie), wiem, nie jest specjalnie ciekawy czy długi, ale tak wyszło. Ciągle coś w nim zmieniałam. Cóż, mam nadzieję, że zrozumiecie.:) Jednakże dziękuję, że czekaliście na niego tak cierpliwie.:) No tak, to już ostatni rozdział w 2014 roku. Mam nadzieję, że w 2015 uda mi się napisać tyle samo, lub nawet więcej niż w tym.:) Jeszcze raz przepraszam i czekam na wasze opinie. Pozdrawiam i przy okazji życzę Sylwestra do rana, stu butelek szampana...no sami wiecie jak to idzie.:D
Pa.:*