piątek, 25 września 2015

Informationx06



Witajcie, moi kochani! :).


Nie, to niestety nie jest nowy rozdział, tylko krótka informacja. A właściwie to dwie. Więc może przejdę od razu do sedna :):

Po pierwsze, nie mam pojęcia kiedy pojawi się kolejny rozdział. Tym razem problem tkwi nie w mojej wenie, lecz w braku czasu. Niestety w szkole wszyscy nauczyciele się na mnie uwzięli i zadają tyle do roboty i nauki, że mózg boli. Mam nadzieję, że w końcu trochę zwolnią obroty, gdyż zaczynam już mieć dość xd.
Przy okazji, w komentarzach śmiało możecie podzielić się ze mną jak u Was wygląda sprawa w szkole, jakie oceny już macie, no i takie tam :D. Zapraszam do dyskusji, w której chętnie wezmę z Wami udział :).

Po drugie, mimo wszystko postanowiłam w końcu pomęczyć się amatorsko w grafice, a w efekcie, zmieniłam nieco wygląd tego bloga. Moim zdaniem wyszło to naprawdę bardzo przeciętnie, jednak chciałabym poznać Wasze zdanie na ten temat. Podoba Wam się nowy wystrój? Jest lepszy, czy jednak gorszy niż ten poprzedni? Śmiało wygłaszajcie swoje opinie, chętnie się z nimi zapoznam. 

W takim razie, to tyle, co miałam Wam do przekazania. Pozdrawiam bardzo serdecznie i- mam nadzieję- niedługo, do napisania! :*. 


Angela przesyła Wam ode mnie całuski :D :*.

sobota, 12 września 2015

43.



"Ta bitwa należy do Ciebie, XANA, ale wojna jeszcze się nie skończyła.."



Nadszedł kolejny dzień. Złocista tarcza, potocznie nazywana słońcem, nieśmiało wyglądnęła zza chmur, szczycąc mieszkańców Francji swoim nienagannym blaskiem. Nie wszyscy jednak mieli czerpać przyjemność z dzisiejszej pogody. Dla ósemki przyjaciół nadchodzące godziny nie miały się różnić niczym niż czas miniony wcześniej. Po wielkiej aferze z rodzicami spowodowanej ich nagłym zniknięciem i przygodą z policją, która została powiadomiona o rzekomym zaginięciu Layli, przyjaciołom odechciało się wszystkiego.  Jim łaził za nimi jak cień, pilnując ich na każdym kroku, co sprawiało mu zadziwiającą frajdę. Już od dawna wszyscy wiedzieli, że W-Fista po prostu uwziął się na tych uczniów. Ostatnie dni były dla nich udręką. Naprawdę nie mogli zrozumieć za co ich to wszystko spotyka. Przecież to, że musieli pozostać anonimowymi bohaterami, o których nikt nie miał pojęcia to nie była ich wina. Powinni być z tego dumni, tymczasem ten fakt ciążył im bardziej niż stu tonowy głaz. Czuli się dosłownie jak w więzieniu. Byli obserwowani na każdym kroku. Na dodatek, Ojciec Sissi, zadecydował o zamontowaniu monitoringu na terenie całego budynku. "W celu ostrożności i utrzymania bezpieczeństwa"- takie skromne wyjaśnienie złożył Jean Pierre Delmas, po wydaniu niezwłocznego rozkazu. Żaden z pośród anonimowych bohaterów nie miał jednak wątpliwości, że to wszystko po to, aby mieli nad nimi kontrolę najwyższego poziomu. Jak, w takim razie mają kontynuować swoją misję? Jak mają dalej walczyć z XANĄ i chronić świat? Czuli się jak w więzieniu. Wbrew waszym przekonaniom, nie ma w tym ani grama przenośni. Mieli kategoryczny zakaz opuszczania szkoły. Wszelaka ucieczka, bez wiedzy szkolnego personelu, niestety graniczyła z cudem. Przez to, walka z XANĄ staje się celem wręcz niemożliwym do zrealizowania. Mogli złudnie liczyć jedynie na szczęście, lub na to, że wirusowi po prostu odechce się kolejnych ataków, poczuje wystarczającą satysfakcję z ich niemocy i z upokarzającą dla nastolatków ironią, okaże im współczucie oraz łaskę. Na to jednak, nie mieli co liczyć i dobrze o tym wiedzieli. Ponadto, żaden z nich nawet nie podejrzewał, że nawet wróg czujnie ich obserwuje, nie mieli pojęcia, że mają w swoim gronie szpiega, który uważnie rejestruje wszystkie ich poczynania, postanowienia, rozmowy i konwersacje, a następnie automatycznie przesyła je XANIE do stóp. Przez to wszystko potencjalne niebezpieczeństwo, związane z prawdopodobnym atakiem wroga, przybierało na realności, a owe prawdopodobieństwo wzrastało niemal do stu procent. Nikt nie miał także pojęcia, że ich prawdziwa przyjaciółka jest teraz więziona w wirtualnej pułapce, przypuszczalnie bez szansy na powrót. 


~(*)~


Dzielnie pokonywała kolejne kilometry, nie zważając na to, że powoli energia, jaką posiadała ulatywała z niej, zupełnie jak powietrze z pękniętego balonika. Nie poddawała się. Wytrwale brnęła naprzód, nie oglądając się za siebie. Płynęła dalej, przyciskając naderwany kawałek pergaminu do piersi, tak jakby był to najcenniejszy skarb. Wytężyła maksymalnie wzrok, obserwując uważnie krajobraz, o ile w ogóle można było to tak nazwać, przed sobą. Chciała odnaleźć kolejne części tej dziwnej mapy, czy czymkolwiek było to, co znalazła jakiś czas temu. Czuła, że może być to coś ważnego. Przystanęła na chwilę, aby móc trochę odetchnął i pozbierać myśli. Musiała dokładnie przeanalizować sytuację, w której się znalazła. Z całą pewnością nie była ona kolorowa, ani komfortowa. Została odizolowana. Odizolowana od przyjaciół, od całej ludzkości. Została złapana i uwięziona w wirtualnym świecie, skazana jedynie na siebie. Odcięta od rzeczywistości i skazana na łaskę wroga. Nie miała wątpliwości, że gdyby tylko XANA zechciał, pozbyłby się jej jednym skinięciem palca. Dlaczego zatem trzyma ją przy życiu? Co kryje się za tym wszystkim? Dlaczego skazuje ją na takie cierpienia? Dlaczego w ogóle to właśnie ją to spotkało? Dlaczego to na nią, okropny wirus skierował swoją uwagę i tym samym skazał na największe katusze? Ile jeszcze mogła znieść? Jak długo wytrzyma? Kiedy to wszystko się skończy i czy w ogóle ma gdzieś swój kres? Na ile walki, jeszcze pozostanie jej sił? I co dzieje się teraz z jej przyjaciółmi? Jak sobie radzą? Czy jej szukają? Martwią się o nią? Miała szczerą nadzieję, że tak właśnie jest. A co z Williamem? Co teraz robi, co sobie myśli? Czy jest na nią zły? A może zrozpaczony szuka winy u siebie i próbuje zrozumieć dlaczego tak nagle zniknęła? A może w ogóle się tym wszystkim nie przejął i żyje tak, jakby nigdy nic się nie stało? I co z tym klonem, którego zobaczyła w Lyoko? Gdzie się podziewa? A co, jeżeli jest w tej chwili na Ziemi i tylko czeka na okazję, aby pozbyć się ich wszystkich za jednym zamachem? Co, jeśli przez swoją głupotę naraziła nie tylko ich, lecz także cały świat na zagładę? Przecież gdyby nie jej egoistyczne i lekkomyślne zachowanie nic by się nie stało! Gdyby tylko zdołała zapanować nad emocjami...gdyby tylko dała szansę sobie wszystko wyjaśnić..wtedy wszystko byłoby tak jak dawniej. Zapewne jej największym zmartwieniem byłoby teraz to, czy aby na pewno zdąży na lekcje, czy też jaką otrzyma ocenę z niezapowiedzianej kartkówki. Dopiero teraz dostrzegła, że jej dotychczasowe problemy były kruche jak kryształek lodu. To było absolutnie nic, w porównaniu do tego, co przeżywała w tej chwili. Postanowiła jednak, że nie podda się tak łatwo i będzie walczyć, dopóki jeszcze ma siłę. Jeszcze pokaże XANIE, że nie jest taka słaba na jaką wygląda. Czuła, że musi przynajmniej spróbować utrzeć mu nosa. W końcu należało mu się to po tym wszystkim co zrobił. Nie mogło go to ominąć bez kary. Jakaś sprawiedliwość w końcu musiała istnieć. Jak nie w tym świecie, to w tamtym. Nie puści mu tego płazem. 

- Ta bitwa należy do Ciebie, XANA, ale wojna jeszcze się nie skończyła...- pomyślała z zadowoleniem i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki doświadczyła kolejnego zastrzyku pozytywnej energii. Odbiła się od nieprzyjemnie chropowatej powierzchni i dalej mknęła przed siebie, dużo szybciej niż wcześniej. Nie wiedziała, czego jest to skutkiem. Jej energii, która powoli się odnawiała, czy to przez to, że prądy wodne znacznie przybrały na sile? To nie mogło być tylko złudzenie. Layla zwolniła, kiedy bryza morska tryskała jej w twarz jeszcze intensywniej niż wcześniej. Niektóre skały, z pozoru twarde i niemożliwe do udźwignięcia, również poddały się silne żywiołu i pod jej wpływem przesuwały się o kilka centymetrów, głęboko na dnie Morza. Hiszpanka przetarła ręką zmęczone oczy i przymrużyła powieki, aby uzyskać lepszy efekt widzenia. Pod jedną ze skał ujrzała mały skrawek papieru. Zapewne kolejną część tajemniczej mapy. Z nadzieją w sercu, dała gwałtownego nura w dół, jeszcze mocniej przyciskając wcześniejsze znalezisko do piersi. Kiedy znalazła się praktycznie na samym dnie oparła się plecami o wspomnianą skałę i z całej siły poczęła pchać ją, aby uwolnić kolejną część tajemniczej mapy. Na szczęście prąd morski, z każdą chwilą przybierał na sile, więc to zadanie było łatwiejsze niż mogłoby się wydawać. Kiedy w końcu udało jej się chwycić kolejny skrawek papieru, oba znaleziska spróbowała do siebie dopasować. Okazało się, że brakuje jeszcze jednej części, pewnie tej centralnej i tej najważniejszej. Z tego co znalazła do tej pory niezbyt wiele dało się wyczytać, jedynie jakieś strzałki, gdzie nie gdzie jakieś kropki, zapewne oznaczające jakieś ważne, lub trochę mniej, miejsca, niezrozumiałe napisy. Zwinęła oba kawałki w rulony i schowała je sobie pod pachą. Następnie, już odrobinę spokojniej, wznowiła swoją wędrówkę, nie chcąc tak szybko tracić sił. W końcu nie miała pojęcia ile będzie zmuszona jeszcze tak pływać. Jej rozmyślania na ten temat, zostały jednak szybko przerwane, gdyż mniej więcej pół metra przed sobą, zobaczyła ławicę pływających mant. Był to dla niej niecodzienny widok, więc minęło trochę czasu, zanim poukładała sobie to wszystko w głowie. Od kiedy to manty pływają? I dlaczego nie zaatakowały? Przecież drobna i bezbronna dziewczyna, zupełnie samotna i pozostawiona na pastwę losu, pośród nieskończonej głębiny Cyfrowego Morza, to wręcz idealny cel dla takich potworów jak one. Zdawać by się mogło, że po prostu jej nie zauważyły, jednak prawdę mówiąc, doskonale zdają sobie sprawę z jej obecności na ich terytorium. Ich obojętna postawa, zaskoczyła dziewczynę, jednak także przyniosła potrzebną jej ulgę. Nie wiedząc czemu, postanowiła popłynąć za nimi. Kto wie? Może akurat dzięki nim znajdzie to, czego poszukuje? A może przez to zapędzi się w kolejną pułapkę XANY? W końcu kto wie, co może czaić się w tych tajemniczych głębinach? Jednak Layla słynęła z tego, iż uwielbiała ryzyko. Nie miała zamiaru walczyć ze swoją naturą. I tak była pewna swojej śmierci, więc co jej szkodzi? A może dzięki temu zdoła chociażby częściowo pokrzyżować plany wirusowi? Ta myśl rozwiała całkowicie jej niewinne wątpliwości. Rzuciła się pędem za potworami, idiotycznie traktując je jako przewodników. Co z tego wyniknie? Nie miała pojęcia.


~(*)~

Tymczasem u reszty naszych wojowników nie działo się nic wartego szczególnej uwagi. Lekcje jak zwykle dłużyły się wszystkim niemiłosiernie, na dodatek multum zadań domowych i kartkówek, jeszcze bardziej przygnębiał wszystkich uczniów Kadic. Jednak nic nie mogło równać się z tym co czuje ósemka- a właściwie teraz już siódemka- przyjaciół. Nawet Sissi dała im spokój, gdyż negatywna aura, jaką rozsiewali wokół siebie była tak odstraszająca, że nawet podziałała na córkę dyrektora. Najbardziej przeszkadzało im to nieustanne pilnowanie. Czuli się tak jakby zostali doszczętnie pozbawieni prawa do prywatności. W sumie rzecz ujmując, w rzeczywistości właśnie tak było. Nie mieli kiedy i gdzie otwarcie porozmawiać. Cały czas mieli wrażenie, że wszędzie, gdzie się nie pojawią, jest zainstalowany podsłuch. Paranoja? Być może. Jednak chyba sami przyznacie, że ich sytuacja z całą pewnością do łatwych nie należała. Po lekcjach wszyscy zebrali się w pokoju Einstaina, który zwołał naradę natychmiastową, która niestety opóźniła się ze względu na Laylę, która pojawiła się w pokoju Jeremiego dwadzieścia minut po umówionej godzinie. 
- Nareszcie.- mruknął niezadowolony Ulrich, gdy tylko Gonzalez, a przynajmniej postać, w której wszyscy ją postrzegali, pojawiła się w drzwiach.- Ile można czekać?
- Odczep się, co?- warknął zdenerwowany William siedzący na parapecie. Stern, zapragnął coś mu wygarnąć, jednak znaczące spojrzenie Yumi, skutecznie zamknęło mu usta. 
- O co chodzi?- zwróciła się Angel do przyjaciela, siedzącego przy komputerze. Nerwowo ściskała w dłoniach pościel, domagając się odpowiedzi. Na nią również, cała ta sytuacja działała jak najbardziej negatywnie, przez co stała się bardziej poddenerwowana niż zwykle.
- Tak dłużej nie pociągniemy.- oznajmił ponuro Einstain. Nikt nie musiał pytać, co ma na myśli. Wiadome było, że ich wyprawy do fabryki zostaną natychmiastowo odkryte poprzez nowy nabytek szkoły w postaci wszechstronnego monitoringu. 
- Ja już dłużej tego nie zniosę!- wybuchła nagle Yumi, podrywając się z miejsca jak oszalała. Jej zdenerwowanie przybrało na sile, kiedy poczuła na sobie zdziwione spojrzenia zebranych.- No co się tak gapicie?! Mam dosyć tego wszystkiego! Musimy o wszystkim powiedzieć policji, zawiadomić wojsko, wszystkich! Wtedy być może wygramy z XANĄ, a jeżeli dalej będziemy się ukrywać, to już niedługo zmiecie nas z powierzchni Ziemi jak szmaciane lalki!- wygłosiła stanowczo młoda Ishiyama, tonem nie podlegającym żadnej dyskusji. 
- Zwariowałaś?- Odd spojrzał na nią zdumiony.- Jak ty to sobie wyobrażasz? Mamy ogłosić całemu światu, że od wielu lat walczymy z wirusem komputerowym i tym samym ratujemy wszystkim skórę, tylko tak się złożyło, że kasowaliśmy im pamięć, dlatego nic nie pamiętają? Przecież nas wyśmieją!
- Coś musimy zrobić.- warknęła rozzłoszczona dziewczyna.- Inaczej XANA wygra, tak ciężko to zrozumieć?!- wykrzyczała cała w nerwach, a w pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Każdy w skupieniu trawił słowa młodej Japonki doszukując w nich sensu i szansy na powodzenie. Z jednej strony wydawało się to szalone, a z drugiej...to chyba jedyny sposób, aby móc bez przeszkód kontynuować wojnę z niebezpiecznym wirusem. 
- Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie.- oznajmiła Yumi, już o wiele bardziej opanowana, niż przed sekundą.- Aelita jest z nami, wirus został wykorzeniony. Nie jest już powiązana z superkomputerem, więc władze mogą bez problemu go usunąć. 
- A co, jeżeli to nic nie da?- szepnęła różowowłosa, dla której ta sytuacja była z całą pewnością najtrudniejsza do zniesienia. Siedziała skulona na łóżku Jeremiego, z kolanami pod brodą i jak dotąd nie odezwała się ani słowem. Zastanawiała się, co w tej sytuacji zrobiłby jej Ojciec- Franz Hopper. 
- Wtedy przynajmniej będziemy mogli bez przeszkód podróżować do Lyoko.- zauważyła trafnie Angela.- I może nawet pozbędziemy się tych idiotycznych zakazów.- dodała optymistycznie.- Zgadzam się z Yumi.- Japonka obdarzyła ją pełnym wdzięczności spojrzeniem. 
- Nie możecie tego zrobić!!!- zerwała się nagle Layla i bez słowa wybiegła z pokoju. Spiralki w jej oczach zaczęły pulsować jak oszalałe. Klon gorączkowo przesyłał uzyskane informacje do swojego stwórcy i pana. Nie było czasu do stracenia. Zagłada musiała zostać dokonana natychmiast. W przeciwnym razie, może być za późno. Po drodze wpadła na kilkanaście osób, jednak w końcu znalazła wyjście ze szkoły. Za rozkazem XANY popędziła szybko do fabryki, a kamery uważnie rejestrowały wszystkie jej poczynania.

William wyleciał z pokoju Einstain'a zaraz po Layli. Wołał ją bezustannie, tak głośno jak tylko umiał. Nie mógł zrozumieć jej gwałtownej reakcji. Dlaczego była temu wszystkiemu przeciwna? Przecież pomysł Yumi był najlepszym, na jaki teraz było stać całą ich paczkę. To było jedyne wyjście z tej beznadziejnej sytuacji, zatem dlaczego Layla stwarzała dodatkowe i zupełnie nie potrzebne problemy? Próbował ją dogonić, jednak niestety, pech tak chciał, iż zgubił ją w tłumie zgromadzonym na dziedzińcu. Rozglądał się we wszystkich kierunkach, jednak nigdzie nie mógł dostrzec ukochanej. Westchnął ciężko, zawiedziony siadając pod drzewem, izolując się od tłumu uczniów. Chciał teraz być sam. Musiał dokładnie wszystko przemyśleć. Zapewne nie tylko on jeden zauważył dziwne zachowanie Layli. Ostatnio zachowywała się jak zupełnie ktoś inny. Dosłownie, jak robot. Wykonywała tylko podstawowe czynności, które umożliwiały jej pozostanie pośród żywych. Jednak nawet te zajęcia jak jedzenie, picie, czy też spanie wykonywała w taki sposób jakby robiła to z automatu, szybko i bez zbędnego zaangażowania. Nie mówiąc już o życiu społecznym, czy towarzyskim. Nie raz próbował z nią o tym rozmawiać, jednak za każdym razem, skutek był taki sam. Czyli krótko mówiąc: żaden. Pomijał już nawet fakt, że całkowicie zaniedbała jego i ich związek. Poza szkołą w ogóle się ze sobą nie widywali, gdyż dziewczyna po lekcjach zaszywała się w swoim pokoju, nie dając nikomu do niego wstępu, a wychodziła dopiero następnego ranka. Na dodatek widoczne były jej narastające problemy z koncentracją, oraz koordynacją ruchową. Na W-Fie co chwilę się przewracała, albo celowo uderzała kogoś piłką z taką siłą, że Dorotie miała pełne ręce roboty z chmarą rannych uczniów, za to na chemii podczas ćwiczeń praktycznych nie raz wzbudziła niechcianą reakcję pomiędzy różnymi substancjami, których absolutnie nie wolno było ze sobą mieszać. Pani Hertz, kilka dni temu o mało co nie dostała zawału, kiedy pod wpływem mocnego wybuchu, wszystkie szyby w gabinecie wyleciały z hukiem. W gabinecie dyrektora Layla również gościła zdecydowanie zbyt często. Tyle, ile kazań od niego dostała w ostatnim czasie, było aż nieprawdopodobne. Groziło jej nawet wydalenie ze szkoły. Jednak nawet to nie zrobiło na niej żadnego wrażenia.

- Gdzie jest moja Layla?- pytał William nieustannie w swoich myślach.



~(*)~


Tymczasem prawdziwa Layla wciąż uwięziona w Cyfrowych głębinach, w pewnym momencie zgubiła z pola widzenia manty, które nie wiadomo kiedy, jakby rozpłynęły się w powietrzu. Przestała sobie zajmować nimi głowę, kiedy na dnie dostrzegła trzecią- ostatnią część mapy. Uśmiechnęła się i ponownie zanurkowała. Kiedy chwyciła zwój papieru z przerażeniem odkryła jakieś czerwone plamy na dnie Morza. Co to takiego? Co, jeśli to...pfu, krew? Ludzka krew? Dziewczyna wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Nie wiedziała jakie konsekwencje za to poniesie, ale postanowiła pójść za tym dziwnym śladem. Ostrożnie stanęła na twardym gruncie i zaczęła niemrawo poruszać się na przód. Z każdym kolejnym krokiem, coraz bardziej opadała z sił. Prądy morskie, mknęły w teraz w zabójczym tempie, dosłownie zwalając dziewczynę z nóg. Walcząc z uciążliwym żywiołem, Layla nawet nie zauważyła, że luźne kawałki papieru, teraz połączyły się tak jakby w całość. Na drżących kończynach, wytrwale brnęła na przód, jednak to, co ujrzała kilkanaście minut później sprawiło, że całkowicie bezradnie opadła na dno. Zemdlała. Nie wiadomo, czy z przemęczenia, czy z przerażenia. Przed nieprzytomną dziewczyną znajdował się wir. Wielki i potężny, emanujący niezwykle potężną mocą. Dosłownie "wyrastał" jakby z wnętrza podwodnego podłoża. Dookoła rozsiewał zanieczyszczenie, o nieznanym pochodzeniu, a z jego boków wyrastało coś, na kształt macek, jakie mają ośmiornice. Mapa, leżąca obok Layli zabłysła na chwilę dziwnym blaskiem, a chwilę później w pustym miejscu zabłysł kolejny punkt oznaczony napisem: "KANAŁ DO ZAGŁADY". 


~(*)~


CDN.


A więc kolejny rozdział przed Wami, na którego temat nie wiem za bardzo co napisać, więc mam jedynie nadzieję, że Wam się spodoba. Za wszystkie błędy bardzo przepraszam. Czekam na wasze cenne opinie na temat rozdziału.

Jak tam u Was w szkole? Już męczą czy da się jeszcze żyć? ;). Ja już mam weekend zawalony nauką, bo w poniedziałek pierwszy sprawdzian :). A teraz już kończę, bo lecę się dalej uczyć, co do następnego rozdziału nie jest w stanie nic powiedzieć. Więc do kolejnej notki, pozdrawiam!

MG <3.





czwartek, 20 sierpnia 2015

42. cz. II



"Rozdwojona osobowość" cz.II



Nieprzyjemny odgłos, podobny do tego jaki wydaje maszyna elektryczna, która odczuwa zagrożenie, spowodowane przegrzaniem, wypełnił całe pomieszczenie. Drzwi skanera, potocznie nazywanego kanałem dostępu do wirtualnego świata, powoli otworzyły się. Wyszła z niego tajemnicza postać. Z daleka wyglądała jak zombie. Dosłownie tak, jakby ktoś wyssał z niej całą życiową. We mgle, której wytworzył ulatniający się z maszyny dym, zabłysły złowrogie, czerwone ślepia, a na ich środku było widać ewidentnie zdradziecki znak. Ten niezwykle charakterystyczny i jakże znienawidzony przez wszystkich, którzy znali jego pochodzenie i historię. Spirale zapulsowały, co było ich naturalnym odruchem. Teraz jakby postać się ożywiła. Jej rozedrgana sylwetka, która zdradzała, iż jest tylko tanią podróbą z każdą chwilą coraz bardziej się stabilizowała. Wąskie wargi rozciągnęły się w szyderczym uśmiechu, który rzecz jasna, nie mógł wróżyć niczego dobrego. 
- Nie wolno Ci wrócić do Lyoko. Wtedy cały nasz plan diabli wezmą.- klon usłyszał w swoim zaprogramowanym umyśle głos swojego pana i twórcy, którym nie był nikt inny jak XANA. Ponieważ w całości został zaprojektowany, nie miał swojej własnej woli, a co za tym szło, nie mógł się przeciwstawić w żaden sposób. Był po prostu marionetką. Marionetką w rękach XANY. Myślał i mówił dokładnie to, co on chciał. A jego głównym celem było pozbycie się głównych rywali, którzy stanowili jedyne zagrożenie dla wirusa. 


~(*)~


Jeremy mruknął, leniwie przewracając się na drugi bok. Nie mógł zaprzeczyć, że ta noc nie należała do najprzyjemniejszych. Jego stwierdzenie potwierdzały niezadowolone i obolałe plecy chłopaka. Pomimo tego, przecież nie mógł pozwolić na to, aby Aelita tu spała. To w ogóle nie wchodziło w grę. Uśmiechnął się na samą myśl o tym, jak jego ukochana właśnie przeciąga się w jego wygodnym łóżku. Okularnik rozprostował obolałe kości, które delikatnie mu strzyknęły, okazując swoje niezadowolenie równie niekomfortowym posłaniem, na którym chłopak był zmuszony dzisiaj spać. Dmuchany materac, z pewnością okazałby się lepszym rozwiązaniem niż skromna kanapa w salonie. Belpois ziewnął, zakładając okulary na nos. Odwrócił się, kiedy usłyszał za plecami znajomą melodyjkę. 
- Ktoś dzwoni.- oznajmiła Aelita po cichu, nie chcąc obudzić pozostałych domowników, gdyż była dopiero 6:00 rano. Zdziwiony chłopak pochwycił telefon i przetarł lekko zakurzony ekran. William. O co mu może chodzić? Żarty sobie robi? Dzwonić o tak wczesnej porze? I to jeszcze w święta? Jeżeli to tylko wygłupy, to mu się dostanie, nie ma innej opcji. Za chwilę jednak, w parze z tym niedorzecznym przepuszczeniem, przez umysł chłopaka przeszła dobrze znana obawa. Obawa przed tym, że coś się stało, że ktoś znalazł się w niebezpieczeństwie. Belpois, jaki ty jesteś przewidywalny...rzeczywiście..
- Layla zaginęła.- usłyszał Okularnik po drugiej stronie aparatu. Głos Anglika z całą pewnością nie był normalny. Dziwne drżenie, strach i panika. To jedynie garstka z negatywnych uczuć, jakie dało się wyczuć w tym dźwięku. Zacisnął usta, próbując znaleźć jakieś wyjaśnienie dla całej sprawy i jednocześnie uspokoić przyjaciela. 
- Uspokój się, William. Nie siej paniki.- mruknął, próbując grać obojętnego.- Może po prostu wyszła na zakupy. 
- O szóstej rano?!- krzyk był tak mocny i donośny, że Jeremy musiał oddalić komórkę kilka centymetrów od ucha, chociaż nawet to nie wystarczyło. Skrzywił się, czując ból z lewej strony czaszki. 
- No to może...
- Daruj sobie!- rozkazujący ton Williama, sprowadził Jeremiego do pionu. Bez sensu szukać jakichkolwiek wyjaśnień. Sprawa była jasna. Layla faktycznie została porwana i było więcej niż pewne, że w tej chwili groziło jej poważne niebezpieczeństwo. Kto wie, może teraz walczyła nawet o życie? Ugh, lepiej nie tracić energii na zamartwianie się, skoro można ją wykorzystać do poszukiwań. 
- Dobra. Zadzwoń do Odd'a i Yumi, ja załatwię Ulricha i Angel. Wsiadamy w najbliższy, możliwy środek transportu i widzimy się w fabryce. To musi być sprawka XANY.- niczym najwyższy generał przejął inicjatywę Jeremy, sypiąc lawiną niepodważalnych poleceń. 
- Dobra. -usłyszał tylko krótkie potwierdzenie ze strony Dumbara, a za chwilę rozległ się głuchy sygnał oznaczający zakończoną rozmowę. 
- Aelita, pakuj się. Musimy wyruszyć zanim rodzice się obudzą.- oznajmił Jeremy, w biegu chwytając ubranie, w którym paradował dzień wcześniej. 
- Ale co się dzieje?- zapytała zdezorientowana dziewczyna, chodząc krok w krok za chłopakiem.
- Layla w niebezpieczeństwie.- to krótkie wyjaśnienie wystarczyło, aby zmotywować różowowłosą do działania. Rzuciła się na schody i w trybie błyskawicy pognała na górę. Teraz każda sekunda grała kluczową rolę w dalszym rozwoju wypadków. 


~(*)~

Bezsilnie i zupełnie bezradnie, zupełnie tak jak niewielki kamyk, powoli przechodziła przez kolejne warstwy wodnej tafli, aż w końcu spoczęła na samym dnie. Zdziwiła się, że wciąż może- teoretycznie.- normalnie funkcjonować. Nie wiedziała jak to jest pozostać na zawsze wirtualną, ale teraz zdała sobie sprawę, że niewiele różniło się to od zwykłej i codziennej potyczki w Lyoko na lądzie. Jedyną różnicą był fakt, że miała problemy z poruszaniem się, jej skóra stała się jakaś taka ciężka, a jej anielski głos, nie był na tyle silny, aby móc przedostać się przez spierzchnięte i ociężałe wargi. Powoli podniosła pomarszczone powieki, a jej oczy zabłysły w głębi Cyfrowego Morza, jak dwie, małe i zagubione perełki. Kolejną zdumiewającą różnicą, jaką odkryła Layla w swoim nowym "wcieleniu" był sposób widzenia. Teraz jej tęczówki nie były w stanie rozróżniać barw, więc dziewczyna widziała wszystko tak jakby w podczerwieni. Niestety, wbrew jej złudnym nadziejom, pobyt w Cyfrówce nie kasuje pamięci. A to była jedyna rzecz, której pragnęła w tej chwili. Chciała po prostu chwycić w rękę zwyczajną gumkę i wymazać wszystkie wspomnienia z tego dnia. Dnia, w którym odkryła, że ludzie, którzy podawali się za jej rodziców, wcale nimi nie byli. Oszukiwali ją przez tyle lat. Wściekłość i nienawiść, jaką czuła w tej chwili przyćmiła wieloletnią miłość do tych ludzi. Ale czy mogła wciąż im ufać, kiedy tak ją okłamywali? Przecież skoro raz zawiedli mogą zrobić to po raz drugi, prawda? A po co dodatkowo cierpieć, skoro można tego uniknąć? Dziewczyna westchnęła i z trudem dźwignęła się na nogi, po czym zaczęła płynąć przed siebie, kierując się wyłącznie intuicją. Czuła się tak, jakby ktoś zmusił ją do pływania w gęstej zupie. Nie było to przyjemne uczucie, ale jakby nie patrzeć, nie miała wyjścia. Musiała sobie jakoś poradzić, mając jedynie nadzieję, że jej dziwny klon nie narobi zbyt wiele zamieszania. Choć jak wiadomo- na to nie mogła liczyć. Jedyne, na czym mogła w tej chwili polegać był niewątpliwy instynkt jej przyjaciół. Wierzyła, że znają ją na tyle dobrze, że będą potrafili odróżnić ją od żałosnej podróby stworzonej przez XANĘ. Jej intensywne rozważania na ten temat przerwała skała, w którą uderzyła przez przypadek. Nie było tajemnicą, że do uzyskania tytułu Najlepszego Pływaka, została jej daleka droga. Ponadto niezbyt sprzyjające warunki zewnętrzne przyczyniały się również do trudności, z jakimi zmagała się w tej chwili Layla. Rozmasowała obolałe miejsce, i rozejrzała się. Nagle, pośród mniejszych potomków wielkiej skały, spostrzegła jakiś skrawek papieru. Złapała go w ręce, jakby był on największym skarbem w całym wirtualnym świecie. Rozwinęła go i zmarszczyła czoło, próbując z niego coś wyczytać. "Prawdziwa Legenda Wszechświata, rozwiązanie zagadki wirtualnego świata. Tajemnica łącząca oba światy.." [...]. - głosił tajemniczy nagłówek, starannie zapisany na środku naderwanej kartki. 
- Jaka tajemnica?! Powiedz coś więcej, no powiedz!- darła się bezsensownie w myślach, tak jakby to miało pomóc jej w rozwiązaniu tej zagadki. Skoro odnalazła tą jedną część, gdzieś w okolicy muszą znajdować się pozostałe. Uśmiechnęła się na myśl, że być może natrafiła na coś istotnie ważnego i że w końcu mogą wyniknąć z niej jakieś korzyści. W końcu miała szansę się wykazać. Kto wie, może nawet mogła okazać się bohaterką? 
- To bułka z masłem.- pomyślała z zadowoleniem i widząc szeroki, morski krajobraz rozciągający się aż do granic jej wzroku jęknęła tylko.
- Zastanów się dwa razy, nawet zanim pomyślisz.- skarciła się i nie czekając na nic więcej ruszyła po omacku przed siebie, po drodze zwinnie omijając kolejne skały i inne obiekty, będące potencjalnym zagrożeniem. 


~(*)~

William już od kilku minut krzątał się po mieszkaniu Państwa Gonzalez, jakby demon w niego wstąpił. Rozwalał dosłownie wszystko co wpadło mu w ręce, czasem nawet nieumyślnie. Kiedy już w końcu był gotów opuścić dom, pokój Layli wyglądał jak po przejściu huraganu. Buntownik, jak to buntownik- dla niego bałagan był rzeczą naturalną, więc nie przejął się tym zupełnie. Ponieważ szkoda mu było czasu na schodzenie po schodach, po prostu zjechał jak wariat po poręczy. Stając w przedpokoju usłyszał kobiecy szloch dochodzący z salonu. Zacisnął zęby i przekroczył próg wspomnianego pomieszczenia. Miał mało czasu, ale musiał się dowiedzieć, co się właściwie stało. Po cichu podszedł do kanapy, na którym siedziała matka Layli. Na dywanie były porozrzucane różne papiery, powyjmowane z segregatorów, które z kolei walały się po półkach. 
- Co się stało?- zapytał William, najmilszym tonem, na jaki tylko mógł się zdobyć w obecnej sytuacji. 
- Layla zaginęła.- wydusiła z trudem kobieta, chowając twarz w dłonie. 
- Jak to się stało?- mimowolnie, jego głos zadrżał, a serce zabiło mocniej, oczekując w końcu jakiegoś wyjaśnienia, natomiast nogi, w każdej chwili gotowe do akcji, aż dygotały, domagając się pośpiechu. 
- To wszystko przez nas!- wykrzyczała niespodziewanie zrywając się z miejsca, patrząc na chłopaka z pewnego rodzaju obłędem w oczach. - Przez tyle lat ją okłamywaliśmy, wmawialiśmy jej, że jesteśmy jej prawdziwą rodziną, nie mieliśmy odwagi, by wyznać, że ją adoptowaliśmy. Aż w końcu Layla dowiedziała się o tym dzisiejszej nocy. Mieliśmy zamiar w końcu powiedzieć jej prawdę. Podsłuchała moją rozmowę z mężem na ten temat i uciekła. Nikt nie wie, gdzie teraz jest. -kobieta załamała się całkowicie opowiadając o tym wszystkim. Rozpłakała się na dobre, a William siedział tam jak sparaliżowany. Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Wersja, którą przed chwilą usłyszał była jedyną prawdopodobną i możliwą opcją. Tylko przez to Layla mogła uciec. Innego powodu przecież nie było. Nie mogło być. Uciekła i zapewne wpadła prosto w sidła przebiegłego wirusa. A skoro tak, to trzeba działać. Natychmiast. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, Anglik zerwał się na równe nogi i rzucił się biegiem w stronę wyjścia. Słyszał za sobą krzyki adopcyjnej matki Layli, jednak całkowicie je ignorował. Teraz najważniejsza była Layla. Tylko ona. Teraz musiał wymyślić jak z powrotem znaleźć się w Kadic, by móc dostać się do fabryki. 

~(*)~



Mniej więcej w porze obiadowej wszyscy znaleźli się przed wejściem do kanałów w parku. Żaden z nich wolał nie opowiadać o chaotycznej podróży. Nikt również nie zastanawiał się nad tym co powiedzą rodzice kiedy odkryją ich nieobecność. Z resztą to nie było teraz ważne. Wszyscy, bez słowa przebyli znajomą trasę do fabryki. Tym razem to William dowodził. Biegł tak szybko, że nawet Ulrich- znany jako jeden z najlepszych sportowców w Kadic nie był w stanie mu dorównać. Nie pomogły także nawoływania dziewczyn i prośby o to, aby zwolnił. Zdawał się być głuchy, lub obojętny na wszystko co dzieje się wokół niego. Po kilku chwilach wszyscy odetchnęli w windzie. Maszyna zaskrzypiała i zjechała w dół, kiedy się otworzyła, całe pomieszczenie wypełnił radosny krzyk Dumbara.
- Layla!!!!- podbiegł do dziewczyny siedzącej pod ścianą i mocno do siebie przytulił. Dziewczyna, nie wiadomo czemu zaczęła łkać żałośnie w jego pierś. Wszyscy byli tak szczęśliwi, że jest cała i zdrowa, że nikt nie zwrócił uwagi na jej nienaturalną- jak na Hiszpankę- bladą skórę i dziwny wyraz twarzy. Jej sylwetka była jakby przyklejona do ciała Williama, a głowę miała opartą na jego ramieniu. Nikt nie zauważył również, jak spiralki na dnie jej oczu ponownie pulsują i emanują dziwnym blaskiem. Był to początek rewolucji, początek słodkiej zemsty. Już niedługo cały świat padnie na kolana przed wielką potęgą XANY.

~(*)~

Finally, Finally, Finally! Kolejny rozdział, chyba najbardziej wyczekiwany. Wiem, że zapewne po tak długiej przerwie mieliście nadzieję na coś więcej, ale na pocieszenie dodam, że ten rozdział jest jedynie wstępem do tego co ma się wydarzyć później. To też tłumaczy jego skromną długość, za którą przepraszam. Wiem, że wieje tu nudą, ale obiecuję Wam, że w następnym postaram się bardziej rozkręcić akcję. I oczywiście z całego serca dziękuję Tym, którzy czekali aż do dziś na ten rozdział i w pewnym sensie mój powrót. Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was całkowicie. Tak więc liczę na Wasze opinie, którą są dla mnie naprawdę bardzo ważne. Pozdrawiam, Trzymajcie się i do Next'a.
Od teraz,
M.G. ♥




czwartek, 16 lipca 2015

WYJAŚNIENIE + WIEEELKIE PRZEPROSINY.






Tak, oto ja, znowu powracam z kolejnymi przeprosinami. 

Na wstępie powiem, iż nie wiem dlaczego tak bardzo zaniedbałam tego bloga, z którym- nie da się ukryć- przeżyłam swoje największe sukcesy. Zdaję sobie sprawę z tego, że totalnie zaniedbałam tego bloga i nie mogę sobie tego wybaczyć. Nie wiem jak to wyjaśnić, ale ostatnio moja faza na "Code Lyoko" po prostu minęła. Broń Boże, nie oznacza to, że już nie lubię tej kreskówki- absolutnie. Po prostu czasami mam takie "fazy", które trwają różny okres czasu. Muszę jednak Wam zdradzić, że ta na CL była chyba najdłuższa, jaką przeżyłam. Być może dlatego nie mogę znaleźć w sobie siły, aby w końcu dodać rozdział, na który czekacie już tak długo, iż dla mnie, jako autorki jest to hańbą. Pisząc tego posta chciałam Wam wyjaśnić moją potwornie długą nieobecność i oczywiście po raz kolejny z całego serca Was przeprosić. Przepraszam, a jednocześnie dziękuję osobom, które wciąż wyczekują kolejnej notki i wchodzą tu wytrwale, co widzę po codziennej liczbie odwiedzin. Jednak zaczynając pisanie tego opowiadania przyrzekłam sobie, że dociągnę je do końca. Tak więc słowa dotrzymam, obiecuję. Obecnie jestem w trakcie fazy na "Winx Club" (i ogólnie w trakcie powracania do starych kreskówek, które oglądałam w dzieciństwie) i jak być może niektórzy z Was już zauważyli o tej bajce również piszę opowiadanie i poprzez powrót do tej kreskówki mam wenę, aby o tym pisać. Jeżeli są tu osoby, które również to oglądały to serdecznie zapraszam, być może spodobają Wam się moje wypociny na ten temat. ( LINK)
A wracając do tematu to jak już mówiłam nie porzucam tego opowiadania, ale jednocześnie nie obiecuję kiedy pojawią się kolejne rozdziały. Postaram się w najbliższym czasie ogarnąć i zacząć coś pisać, a Was po raz kolejny proszę o jeszcze trochę cierpliwości. Mam nadzieję, że to zrozumiecie. Jeszcze raz bardzo przepraszam. 

Kocham Was, wasza GoŚka :). 

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

1 YEAR!!!!!



Witajcie kochani! :) Piszę tą notkę, gdyż to właśnie dokładnie rok temu, 13 kwietnia 2014 roku nawiedził mnie bardzo spontaniczny pomysł założenia tego bloga. Nagle dostałam olśnienia i nie czekając zbyt długo zrealizowałam ten pomysł z czego jestem bardzo zadowolona. Nie spodziewałam się, że w ciągu roku zdobędę tyle wejść, cudownych komentarzy, to naprawdę dla mnie-jako dziewczyny, która od zawsze chciała pisać- spełnienie marzeń. Oczywiście nie osiągnęłabym niczego gdyby nie moi kochani i niezastąpieni czytelnicy.:) Naprawdę nigdy nie zdołam Wam się odwdzięczyć za tyle wsparcia, ciepłych słów i tego wszystkiego co dla mnie zrobiliście. Już sam fakt, że ktoś czyta moje wypociny to prawdziwy zaszczyt dla kogoś takiego jak ja. Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za wszystko! Mam nadzieję, że nie załamiecie się zbytnio jak was pomęczę jeszcze trochę swoimi rozdziałami.;) (Jak znajdę w końcu czas na pisanie.;o). Jeszcze raz wielkie DZIĘKI. Najchętniej bym was wszystkich wyściskała w tym momencie.<3

Kocham Was.<3

GoŚka. :)

sobota, 4 kwietnia 2015

42. cz. I

Rozdwojona osobowość 



Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa... całe jej życie składało się tylko z nich. Jak oni mogli?! Jak mogli ją okłamywać w żywe oczy przez tyle lat?! Przecież była z nimi od początku, uważała się za członka ich rodziny, jednak nie była jej częścią. Już nie. Wszystko przez te cholerne kłamstwa. Czuła się brudna, nie w dosłownie tego słowa znaczeniu, ciało było czyste, jednak dusza była brudna i doszczętnie rozszarpana. Czuła wstręt do siebie i do całego świata. Ale co się dziwić, skoro ludzie którym tak ufała i których tak kochała przez całe życie ją oszukiwali. Nie była już częścią ich rodziny, poczuła się odrzucona, niechciana. Liczyła się z tym, że teraz większość ludzi mogłaby nazwać ją skończoną niewdzięcznicą, która nie potrafi docenić tego jak wiele troski i miłości przekazali jej Ci- od teraz z pozoru obcy- ludzie. Jednak nie miała w tej chwili ani ochoty, ani nawet siły się tym zamartwiać. Teraz w jej głowie królowała tylko jedna myśl- Jakimś cudem odnaleźć swoich prawdziwych rodziców i dowiedzieć się dlaczego ją porzucili-lub co się stało, że znalazła się w rodzinie zastępczej.- Jednak Layla nie umiała wpaść na nic innego niż porzucenie, być może się myliła, kto wie?



~(*)~

-Mistrzu, to chyba najlepsza okazja, aby w końcu zacząć realizować nasz genialny plan!- zasyczał jeden, z pozoru niewielki i niegroźny karaluch. XANA już od kilkunastu godzin krzątał się po swojej ciemnej komnacie przelewając do kilku probówek jakaś dziwną substancję, która co chwilę bulgotała i buchała zagadkowym dymem. Wirus, pozbawiony ludzkiej postaci był widoczny w postaci mrocznego dymu odzianego w czerwono-krwisty płaszcz czarnoksiężnika.   
-Cicho bądź, ty nędzna kreaturo.- warknął w kierunku drobnego stworzenia odstawiając fiolki i spoglądając w kryształową kulę. Machnął jedną ręką i w tym samym momencie ukazał mu się obraz zagubionej Gonzalez, której psychika była mocno nadszarpnięta. 
-Biedactwo..-Wirus roześmiał się szyderczo.
-Panie, tym razem zgadzam się z  tym dziwadłem.- powiedział tajemniczy mężczyzna otwierając drzwi z teatralnym łupnięciem. 
-Chyba masz rację, mój mały geniuszu.- roześmiał się XANA.- Tylko mam nadzieję, że tym razem twoje eksperymenty nie okażą się kolejną klapą, jak to było ostatnio.-dodał groźnie mierząc sługę spojrzeniem.
-Źle ustaliłem proporcję składników.-bąknął mężczyzna*.- Dodałem ich stanowczo za mało. Jednak to wystarczyło, aby osłabić odporność tych małych szkodników.- wyjaśnił.
-To za mało.-warknął XANA.- Oni mają zginąć, jasne?! A zwłaszcza ta mała od Hoppera!-dodał po chwili.
-To małe cudeńko nie tylko sprawi, że możliwość dewirtualizacji stanie się niemożliwa, ale również pozwoli Ci stworzyć klona dowolnego wojownika Lyoko, tak jakby bliźniaczą duszę posłuszną tylko tobie.- uśmiechnął się szyderczo.- Zdecydowałeś już na kim to wyprobujemy?
-Na niej.-wysyczał krótko wirus wskazując na kulę, która nadal ukazywała mu młodą Hiszpankę.

-Ona?- zdziwił się mężczyzna.- Myślałem, że córka Hoppera nam bardziej zagraża.
-Ją zostawimy sobie na później.- zaśmiał się XANA.- Ta mała posiada zbyt wiele przydatnych informacji, aby zniszczyć ją jako pierwszą. Natomiast Layla ma bardzo potężne moce i gdyby dodać odrobinę mrocznych uroków to byłaby naprawdę potężna broń przeciwko tym marnym stworzeniom.- O wiele potężniejsza niż ten kretyn Dunbar.-dodał po chwili. 
-To czas zwabić ją do Lyoko, reszta praktycznie sama się dokona.-zaśmiał się sługa, a za chwilę dołączył do niego również XANA. 
-Scyphozoa!!!- ryknął po chwili wirus, nie trzeba było długo czekać aż potwór pojawi się obok swojego władcy. XANA wszczepił jej zawartość fiolki i wysłał do Lyoko, aby ta mogła w spokoju czekać na swą ofiarę.


~(*)~

Kiedy nie miała już sił, aby biec dalej, stanęła bezradnie na środku jezdni, a chwilę później, na parkingu nieopodal okazały motocykl. Nie wahała się ani chwili. Podeszła bliżej i z radością odkryła, że kluczyki od maszyny leżą blisko na ziemi. Zupełnie tak jakby ktoś specjalnie zostawił dla niej tę maszynę i wręcz zapraszał na przejażdżkę. Bez zastanowienia podbiegła tam, chwyciła kluczyki w ręce, chwile męczyła się z nimi, aby je odpowiednio przekręcić, ale w końcu się udało. Maszyna zawarczała, a dziewczyna z wahaniem ruszyła przed siebie. Zapomniała o "malutkim" szczególe- nie umiała jeździć, więc przez większość czasu jeździła slalomem po autostradzie. Dobrze, że był środek nocy i ruch uliczny był ograniczony do minimum. W przeciwnym razie Layla miałaby spore kłopoty. 

Od dłuższego czasu słyszała w swoich szarych komórkach ten sam głos, który wytyczał jej dziwną i skomplikowaną trasę. Była pewna, że już gdzieś go słyszała, w tym dziwnym koszmarze! Och, a może to znowu jest jakiś dziwny sen? Uszczypnęła się w ramię, czym samym przekonała się, że tym razem to wszystko dzieje się na jawie. Głos, niczym GPS kierował ją przez miasto, aż do opuszczonego lasu. Jak na złość paliwo w motorze skończyło się, a maszyna uparcie stanęła i nie chciała ruszyć dalej.
-Zardzewiała kupa złomu!- wykrzyknęła wściekła dziewczyna a następnie kopnęła motor z całej siły nogą tak, że maszyna przeleciała kilka centymetrów dalej i rozwaliła się doszczętnie przez pień drzewa. Nagle, za plecami usłyszała odgłos klaszczących dłoni. Pisnęła i w błyskawicznym tempie odwróciła się. Stał tam tajemniczy mężczyzna ubrany w schludny i przewiewny płaszcz a wyraz jego twarzy była skutecznie zamaskowana przez kapelusz, który miał na głowie. W skrócie mówiąc wyglądem przypominał detektywa. 
-Kim jesteś?- spytała Layla drżącym głosem, cofając się kilka kroków w tył. Nie uzyskała odpowiedzi. Nieznajomy przybysz zaczął się niebezpiecznie przybliżać do nastolatki. Znowu się wycofała, jednak pech tak chciał, że potknęła się o wysoko wystający korzeń drzewa i boleśnie upadła na brudną trawę. Mężczyzna był coraz bliżej. Layla próbowała wstać, jednak jej starania skończyły się niepowodzeniem. Dziewczyna poślizgnęła się i wróciła tym samym do punktu wyjścia. Tajemnicza postać stanęła dosłownie nad nią patrząc na nią z góry. Layla przymrużyła powieki chcąc jakimś cudem rozszyfrować tożsamość mężczyzny jednak i ten wysiłek poszedł na marne. Jedyne, co zdołała dostrzec to były wąskie usta wykrzywione w szyderczym uśmiechu. Och, jak bardzo chciałaby znowu być przy Williamie...
To po co uciekałaś, kretynko?- Ech...cicho, sumienie.
Nie zdążyła już o niczym pomyśleć, bo poczuła przeszywający ból z tyłu głowy, a chwilę później zemdlała...



~(*)~

Ocknęła się dopiero w postaci wirtualnej. Z początku nie wiedziała gdzie jest, ani jak się tu znalazła, ale kiedy opadła w dół z podwojoną siłą uderzając boleśnie o wirtualny grunt bez problemu zdała sobie sprawę, że znajduje się w Lyoko. Skrzywiła się i na drżących nogach dźwignęła się do pozycji stojącej. Znajdowała się w sektorze górskim. Tylko nadal nie umiała znaleźć wyjaśnienia jak się tu znalazła i po co w ogóle została zdewirtualizowana. Otrzepała się z kurzu i jeszcze raz rozejrzała. Niby nie było wokół nic podejrzanego, ani niepokojącego, jednak obudził się w niej dziwny niepokój. 
-Jeremy?-spytała drżącym głosem spoglądając w niebo mając jednocześnie złudną nadzieję, że zaraz usłyszy wesoły głos przyjaciela. Niestety, nic takiego nie miało miejsca. Zamiast tego usłyszała szyderczy śmiech doszczętnie wypełniony jadem, który ranił uszy gorzej niż sztylety. Zacisnęła dłonie w pięści i zaczęła biec przed siebie oszukując samą siebie, że być może uda jej się uciec. Nagle, zza skały usłyszała charakterystyczny dźwięk. Stanęła sparaliżowana w jednym miejscu, z oczami wielkimi jak pięciozłotówki. Potwór zbliżał się do niej szybciej niż to miał w zwyczaju. Kiedy pierwszy szok minął, chciała znowu zacząć uciekać, jednak niestety było za późno. Scyphozoa owinęła Laylę swoimi mackami i uniosła ją do góry. Po chwili przyłożyła także swe "ramiona" do głowy dziewczyny i zaczęła przekazywać jej na siłę substancję, którą otrzymała od XANY. Kiedy cały "seans" dobiegł końca potwór puścił swoją ofiarę i najzwyczajniej w świecie zniknął. Dziewczyna opadła na ziemię kompletnie bezsilna. Tak jakby Scyphozoa przy okazji wyssała jej całą energię życiową, jaką posiadała. Jednak nie to było najgorsze. Niedługo później kilka metrów od niej wytworzył się dziwnie mroczny tunel, a z niego wyszła jakaś tajemnicza postać. Gdyby Layla miała na tyle siły natychmiast krzyknęłaby ze strachu, lub zaczęła myśleć, że zwariowała. Wyraźnie widziała tam drugie wydanie samej siebie, tyle, że o wiele gorsze i przerażające. Klon zaśmiał się szyderczo i z łatwością zepchnął mroczną lawiną biedną Laylę prosto do cyfrowej otchłani..

~(*)~

*- Tego mężczyznę mieliście okazję "poznać" już w rozdziale 35, a kim on jest dowiecie się w następnym.:)

TAK! W końcu, po długiej przerwie powracam! :) Wiem, że trwało to naprawdę bardzo długo i ogromnie za to przepraszam, ale to nie do końca zależało tylko ode mnie.:). Mam nadzieję, że moje wypociny przypadną Wam do gustu i przy okazji proszę o wyrozumiałość, bo sami wiecie, że długo nic nie pisałam. Za wszelkie błędy i niedociągnięcia bardzo przepraszam. 
Co do next'a to nie mam pojęcia kiedy go napiszę, ale postaram się to zrobić jak najszybciej.:)
PS. Mam nadzieję, że w ogóle ktoś tu jeszcze zagląda. xD. 
Pozdrawiam! :)

wtorek, 3 lutego 2015

....



Witajcie! ;(

Na początek chciałam Was bardzo, bardzo, bardzo, bardzo przeprosić, że ponad miesiąc już nie dodaję żadnych notek. Jednak kompletnie nie mam weny- to nie jest już pierwszy raz kiedy próbuję coś napisać i kompletnie mi nie wychodzi. Wiem, że nawaliłam na całej linii, ale niestety, ilekroć zaczynam pisać (a próbowałam wiele razy, uwierzcie mi) za chwilę się zacinam, potem wszystko kasuję, zaczynam od nowa i za chwilę to samo. To naprawdę irytujące, jednak nie mogę nic na to poradzić...uważam, że dobrze będzie dodać tą krótką notkę informacyjną, żebyście nie czekali na próżno. Ja na razie niestety ZAWIESZAM BLOGA, nie wiem na ile. Zależy kiedy wena mi wróci i...od paru innych czynników, na które nie mam wpływu. Nie będę mówić dokładnie o co chodzi, przepraszam, ale to prywatna sprawa i nie wydaje mi się, żeby internet był odpowiednim miejscem na takie wywody. Postaram się do Was powrócić jak najszybciej z bandą nowych pomysłów i zapałem do pisania, gdyż postaram się pokonać tą "barierę" braku weny. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i wybaczycie, ponieważ wiem, że Was zawiodłam. Jeszcze raz bardzo przepraszam i serdecznie pozdrawiam.;)

Kocham Was.

Wasza GoŚka. :)